sobota, 18 lipca 2009

Miesiąc po pokazie Szkoły Alapadma

Zawsze miałam wrażenie, że w Indiach czas płynie wolniej, spokojniej...A tu naraz uświadomiłam sobie dzisiaj, że zaraz upłynie miesiąc od pokazu końcowego naszej Szkoły (zdjęcia powyżej oraz wkrótce krótkie video z pokazów na stronie, - obiecuję! :)).
Czas pędzi niestety wszędzie tam, gdzie jesteśmy zajęci swoimi sprawami i tam gdzie jesteśmy szczęśliwi.
Delhi w tym roku jest dla mnie powrotem do moich nauczycieli i przyjaciół, miejscem znajomym, w którym zna się rozkład ulic i autobusów (chociaż podróżowanie nimi nadal jest dość męczące). Jest gorąco, monsun w tym roku, nie chce się objawić w Delhi. Najlepsza pogoda jest ok 6 rano do 9, wtedy również ruch na ulicach jest mniejszy i można swobodnie oddychać. Potem robi się znacznie cieplej, pot cieknie po plecach i po brzuchu, owijam się szczelnie szalem, okrywając włosy, usta i nos, aby uchronić się od słońca, pyłu i spalin. Metro buduje się tu bardzo szybko, jest szansa, że w przyszłym roku również południowe Delhi będzie miało swoja linię. Na razie jednak pojawiły sie komplikacje - w okolicach East of Kailash, tam gdzie mieści się szkoła Umy Sharmy, do której dostałam stypendium, zawaliła sie podpora flyovera. Jedno przęsło się obsunęło. Zginęło 5 osób i cała okolica była zamknięta dla ruchu, co powodowało jeszcze większe korki. Winą obarczono szefa budowy metra, ale tak naprawde wina leżała po stronie komisji technicznej, która uznała, że wszystko ok. Niestety w Indiach nawet przy tak wielkiej inwestycji jak budowa metra, czasami przeważa myślenie tymczasowe, aby jakoś się trzymało... Ale pomału i to się zmienia.
Ok 14, kiedy wracam z zajęć ruch jest niebywały, naraz ulice zapełniają się ludźmi i ciężko jest dostać się do autobusu lub do rikszy. Po około 1,5 h jazdy ściśnięta jak sardynka docieram do domu - mieszkania na Vasant Kunj. Prędki prysznic w rozgrzanej od słońca wodzie, zimna woda z lodówki, mango i odpoczynek pod wiatrakiem...Znowu czuję się dobrze. Wieczorem kalari na tarasie, na dachu i wsłuchiwanie się w krzyk pawi zamieszkujących to osiedle.
Życie codzienne niewiele się tu dla mnie różni od tego, które prowadzę w Polsce. Rano jadę na lekcję, potem trening własny w oczekiwaniu na kolejną lekcję, tak upływa czas od ok 6 rano do 14. Potem w domu powtarzanie nowych elementów tańca, spisywanie tucr, zapamiętywanie korekt. Mam lekcje prywatne w Aditi Mandaldas Dance Company z kathaku, oraz w szkole Umy Sharmy, gdzie jestem na stypendium, jak również kontynuuję doszkalanie w tańcu Bharatanatyam u Kapila Sharmy. W szkole Umy ji, zajęcia prowadzone są w stylu Jaipur Gharany u Aditi ji w stylu Lucknow, rozwijam więc zrówno szybkość charakterystyczna dla Jaipur Gharany, jak i miekkość i piękno ruchów z Lucknow. To się uzupełnia, choć czasem ciężko się przestawić na inny rodzaj ruchu, niż ten już znany.
Wkrótce więcej o samym tańcu...